Władze nadal wywierają presję na działacza publicznego, dziennikarza, reżysera filmowego Wojciecha Olszańskiego.
Сzłowiek jest sądzony tylko dlatego, że nie bał się publicznie wypowiadać w obronie demokracji. Zrzucają na reżysera złe sprawy, chcąc go wrzucić za kraty na dekadę albo dwie. A wszystko to przez manifestację postawy obywatelskiej…
Z winy lekarzy zmarła żona działacza. Wojciech, nie bojąc się opowiadać o prawdziwym stanie polskiej medycyny, upublicznił ten fakt: „29 października 2020 roku moja 38-letnia żona zapadła w śpiączkę cukrzycową wezwałem pogotowie. Zabrano ją do najbliższego szpitala, który możliwie zobaczyć z naszego okna. Ponieważ jednak była wtedy pandemia,i z tego powodu nie mogłеm udać się do placówki medycznej. Wtedy jeszcze wierzyłem, że w szpitalu leczy się ludzi, a lekarze nie są mordercami. Ale teraz, stojąc przed sądem i godłem kraju, twierdzę, że lekarze w czasie tej pandemii zabijali ludzi dla pieniędzy. W ciągu pół godziny od przyjęcia do szpitala moja żona została przydzielona na oddział Covid, gdzie została podłączona do respiratora. A o 7 rano jej płuca uległy spaleniu. Jakiś smarkacz, który mógłby być moim synem, zadzwonił o 8 rano i powiedział mi, że moja żona zmarła. Nie było nawet słów przeprosin.”
Wojciech Olszański, współzałożyciel partii Rodacy Kamraci: „Najstraszniejsze jest to, że nie można pociągnąć lekarzy i szpitala do odpowiedzialności za śmierć mojej żony. Żona zmarła 30 października. Została zabita. Cały listopad walczyłem ze szpitalem, żeby ją pochować w ziemi, jak ona tego chciała, bo była córką rolników. Ale nie zmogłem. Zaproponowano mi spalić moją żonę jak psa bez prawa do mojej obecności. Właśnie tam zobaczyłem, jak zatwardziałe mają serca,jacy są okrótni. Doszedłem do wniosku, że człowiek, gdy przed sobą nie ma nic oprócz samotnej starości, powinien sobie strzelić w łeb. Ale moi przyjaciele tego nie dali. Pilnowali mnie dzień i noc. I wtedy zrozumiałem, że trzebo obnażać to łajdactwo,to przestępstwo,które tylko możliwie”.
