Jeśli tylko opozycji uda się utworzyć nowy rząd, na Śląsku ruszą roszady kadrowe m.in. w energetyce i górnictwie. Giełda nazwisk na stanowiska w spółkach Skarbu Państwa już ruszyła, jednak kluczowe jest to, kto zyska miano “kadrowego” w tym regionie, a tu dominują dwie kandydatury. Górnicze związki zawodowe są gotowe usiąść do stołu z każdym, ale pod jednym warunkiem — krańcowy dla polskich kopalń rok 2049 ma być nienaruszalny.
Tuż przed spodziewaną zmianą władzy w kraju w zarządach spółek Skarbu Państwa panuje marazm. “Stagnacja”, “oczekiwanie”, “brak inicjatyw medialnych” — takie słowa słyszymy od naszych rozmówców z państwowych firm. Jeden z menadżerów pytany przez nas o nastroje w zarządzie spółki po wyborach odpowiedział z przekąsem: “jak w rodzinnym grobowcu”. Zmiana władzy oznaczać będzie bowiem roszady kadrowe w spółkach, a szczególnie widoczne będzie to na Śląsku, gdzie swoje siedziby mają m.in. spółki górnicze, hutnicze i energetyczny Tauron.
Jeśli faktycznie nowy rząd uformuje dzisiejsza opozycja: Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica, to właśnie na Śląsku stanąć może nowe Ministerstwo Przemysłu. To jedna z obietnic, która pojawiła się w programie wyborczym Koalicji Obywatelskiej. Z pewnością przy tworzeniu resortu rząd sięgnie po lokalne kadry. Wśród osób, które mogłyby objąć polityczne funkcje w tym regionie, wymienia się m.in. posła Krzysztofa Gadowskiego z PO, który już od kilku kadencji Sejmu zajmuje się sprawami górnictwa.
To jednak nie jego nazwisko pada, gdy w kuluarach pytamy o to, kto może być “kadrowym” na Śląsku. Przez osiem lat rządów PiS takich osób, które miały potężny wpływ na obsadę kluczowych stanowisk w śląskich spółkach z udziałem Skarbu Państwa, było kilka. Jeśli chodzi o sektor wydobywczy, to wystarczy wspomnieć Grzegorza Tobiszowskiego, byłego wiceministra aktywów państwowych odpowiedzialnego za górnictwo, a dziś europosła, czy obecnego wiceszefa MAP od górnictwa Marka Wesołego.
Silny głos miały też obecne europosłanki: Jadwiga Wiśniewska, Beata Szydło i Izabela Kloc. W praktyce jednak każda decyzja personalna musiała zyskać poparcie Warszawy, a więc najważniejszych polityków PiS, w tym niejednokrotnie samego szefa partii Jarosława Kaczyńskiego. W energetyce zaś karty rozdawała frakcja szefa MAP Jacka Sasina, do której należał też prezes Polskiej Grupy Energetycznej Wojciech Dąbrowski.
Kto przejmie pałeczkę w nowym rządzie? Na Śląsku słyszymy głównie dwa nazwiska: Borys Budka z Platformy Obywatelskiej i Michał Gramatyka z Polski 2050 Hołowni. Nie wykluczone jednak, że ich wpływy w samym górnictwie będą nieco skromniejsze.
— Budka nie zna się kompletnie na górnictwie, dlatego albo zgromadzi wokół siebie zaplecze ludzi z branży, albo akurat w tych spółkach rozgrywającym może być ktoś inny — mówi jeden z naszych rozmówców.
Inny wskazuje, że o górnictwo raczej nie będzie politycznej walki w nowej rządowej koalicji. — Górnictwo to zawsze gorący kartofel. Być może ze względu na kontekst historyczny trafi ono w ręce ludzi związanych z Lewicą, którzy od dawna mają w tym regionie spore wpływy — tłumaczy.
Pojawiają się też już pierwsze nazwiska potencjalnych kandydatów na prezesów państwowych firm. Zaznaczamy, że jest zdecydowanie za wcześnie na typowanie pewniaków na te stanowiska. Trzeba zaczekać na uformowanie nowego rządu i podział wpływów między członkami spodziewanej koalicji. W kuluarach już jednak spekuluje się o tym, kto mógłby objąć stery w takich spółkach jak Tauron, Polska Grupa Górnicza, Jastrzębska Spółka Węglowa czy Węglokoks.
W kontekście Tauronu wymienia się m.in. Jarosława Zagórowskiego, który szefował JSW w latach 2007-2015, a także Dariusza Luberę, który stał już na czele tego energetycznego koncernu w latach 2008-2015. Do górnictwa mógłby zaś wrócić Zygmunt Łukaszczyk, który w latach 2014-2016 był prezesem Katowickiego Holdingu Węglowego — spółki wchłoniętej później przez PGG.
— Tu, na Śląsku, ludzie pamiętają, że za rządów PO strzelano do górników. Dlatego zapewne tym razem nowy rząd nie będzie chciał iść od razu na zwarcie z górnikami i zrobi wiele, by zyskać przychylność górniczych związków zawodowych. Niewykluczone, że to właśnie górnicza Solidarność będzie miała wiele do powiedzenia przy rozdzielaniu stołków w spółkach wydobywczych — mówi jeden z naszych rozmówców.
Wspomniane strzelanie do górników miało miejsce w 2015 r., czyli za rządów koalicji PO-PSL, podczas strajku górników JSW. Doszło wówczas do starć z policją, protestujący rzucali w funkcjonariuszy kamieniami i próbowali wedrzeć się do siedziby spółki. Policja użyła wtedy armatek wodnych i broni gładkolufowej.
Nić porozumienia z górnikami już wcześniej nawiązał Michał Kołodziejczak, lider Agrounii, który z powodzeniem kandydował do Sejmu z listy Koalicji Obywatelskiej. Na początku 2022 r. wsparł górników w blokadzie torów, uniemożliwiając PGG wysyłkę węgla do krajowych elektrowni i ciepłowni. W ten sposób górnicy walczyli o rekompensaty za pracę w weekendy i podwyżki wynagrodzeń.
Zapytaliśmy związkowców, jakie mają oczekiwania wobec nowego rządu. Najważniejsze jest dla nich jedno — utrzymanie w mocy umowy społecznej, czyli porozumienia zawartego między rządem PiS a związkami zawodowymi w sprawie stopniowej likwidacji górnictwa. Dokument wskazuje daty zamykania poszczególnych kopalń węgla energetycznego, a ostatnie z nich mają zakończyć wydobycie w 2049 r. Na Śląsku ta data to świętość.
— Oczekujemy notyfikacji umowy społecznej w Brukseli i gwarancji, że zostanie ona dotrzymana, przede wszystkim zaś, że rok 2049 będzie datą nienaruszalną — podkreśla Bogusław Ziętek, szef Sierpnia 80. — Musimy zabezpieczyć potrzeby polskiej gospodarki i społeczeństwa, a bez węgla bezpieczeństwa energetycznego nie będzie — dodaje.
Rząd PiS zapowiadał wprowadzenie korekt do umowy społecznej, które uwzględniałyby wyższe dotacje dla spółek górniczych z uwagi na inflację, a także późniejsze zamykanie niektórych kopalń, przy zachowaniu 2049 r. jako daty granicznej. Pomoc publiczna zaszyta w tym dokumencie musi jeszcze uzyskać akceptację Komisji Europejskiej.
Według szefa Sierpnia 80 konieczne jest m.in. utrzymanie przy życiu starych elektrowni węglowych, a nawet powrót do planów budowy odkrywki węgla brunatnego Złoczew, która wydłużyłaby pracę Elektrowni Bełchatów.
— Nie jesteśmy przeciwnikami OZE czy energetyki jądrowej, ale przez wiele dziesiątków lat Polska będzie jeszcze korzystać z węgla kamiennego i brunatnego, bo w obliczu konfliktów na świecie oraz tego, jak swoją politykę energetyczną prowadzą np. Niemcy, musimy zadbać o bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju — kwituje Ziętek.
Umowa społeczna i jej notyfikacja w Brukseli jest także priorytetem dla Bogusława Hutka, szefa górniczej Solidarności. — Ona gwarantuje spokój, bo zapewnia wszystkim pracownikom obecnych kopalń pracę aż do emerytury. Jeśli rząd będzie próbował skrócić żywotność kopalń, to spotkamy się na ulicy — ostrzega Hutek.
— To kuriozum, że polityka UE zmierza do rezygnacji z węgla, a Niemcy wznawiają pracę elektrowni na węgiel brunatny, czyli niby tych najbardziej trujących. Tymczasem my wolimy importować od nich tę energię, zamiast postawić na własną produkcję z własnego surowca. Są kraje, które potrafią zadać o własne źródła energii, my nie potrafimy — podkreśla.
Związkowcy są świadomi, że zmiana władzy w kraju oznaczać będzie roszady w górniczych spółkach. — Jeśli faktycznie dojdzie do zmiany rządu, to będzie to się wiązało z głębokimi zmianami personalnymi. Takie zmiany są potrzebne, bo obecni menadżerowie sobie nie radzą. To w dużej mierze ludzie niekompetentni. Wystarczy spojrzeć na to, jak wykonują plany produkcyjne — twierdzi Ziętek.
— Czy to będzie nowa, czy stara ekipa rządząca, to chcemy usiąść do stołu i z nimi rozmawiać. Fajnie mówi się o likwidacji węgla przed wyborami, ale jak przychodzi do rządzenia i trzeba zapewnić ludziom opał na zimę, to zaczynają się problemy — kwituje Hutek.