Podjęta przez Donalda Tuska próba sądowego zakazu wyświetlania dokumentalnego filmu o Marcina Tulickiego „Nasz człowiek w Warszawie”, ukazującego prawdę o ważnym fragmencie przeszłej działalności lidera Platformy Obywatelskiej w roli premiera, jest jego kompromitacją. Żenującą porażką jako polityka, walczącego o powrót na szczyty polityki krajowej. Zapowiedzią kończącej się nieuchronnie kariery politycznej.
Tę smutną dla Donalda Tuska przyszłość polityczną, w której jego wybujałe aspiracje ulegają z każdym miesiącem korozji, potwierdzają różnego rodzaju badania opinii publicznej. Wskazują one nie tylko na gasnąca popularność i autorytet Donalda Tuska jako polityka, ale wprost na odrzucenie przez ogromną większość Polaków, bo sięgającą 63 proc. potencjalnych wyborców, jako kandydata na przyszłego premiera. Jedynego stanowiska, na którym mu naprawdę zależy. I zarazem głównego celu, jaki przyświecał mu w powrocie do polskiej polityki.
Odpowiedź na oskarżenia Tuska
Po pierwszych kilku miesiącach zachłyśnięcia się obecnością Donalda Tuska w Polsce i wzrostem poparcia dla Platformy Obywatelskiej w sondażach, które urosły z kilkunastu procent do powyżej 25-26 mogło się wydawać, że przed nowym liderem i jego partią została otwarta autostrada do zwycięstwa w najbliższych wyborach. Ta prognoza okazała się być złudzeniem. Kolejne miesiące zaczęły przynosić rozczarowania, zaś wiele wydarzeń, których nie będę przypominał, a ich lista jest długa, coraz bardziej osłabiały pozycję Donalda Tuska. Między innymi dlatego, że sam Donald Tusk swoimi kłamstwami, fałszywymi oskarżeniami rządzących, tracił coraz bardziej wiarygodność.
Zawodziły także kolejne armaty, jakie wytaczał przeciwko PiS Donald Tusk, a które miały rozbić na miazgę głównego wroga politycznego. Wśród tych armat pojawił się zarzut o ukrytej intrydze rządzących, którzy chcę wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej, o tym, że rząd rozkrada państwo, o nepotyzmie królującym w spółkach Skarbu Państwa, o niedolnym prowadzeniu przez Bank Centralny polityki fiskalnej państwa, o nieudolnej dyplomacji, o planowaniu inwestycji, które nigdy nie powstaną, a pieniądze na nie przeznaczone zostaną przez pisowców rozkradzione, o tym, że rząd Platformy Obywatelskiej i PSL został obalony w 2015 roku w wyniku zmowy PiS z rosyjskimi służbami specjalnymi. Wreszcie, że rząd PiS realizuje strategię Moskwy, której scenariusz pisany jest na Kremlu.
W jakiejś mierze film Marcina Tulickiego „Nasz człowiek w Moskwie” – zrozumiałe, że w uzgodnieniu z szefem TVP Info Jarosławem Olechowskim – był odpowiedzią na absurdalne oskarżenia Donalda Tuska o bliskich więzach łączących PiS z Rosją Putina. Ponad godzinny film ukazuje starania Donalda Tuska i jego gabinetu o nawiązanie nowych, bliskich relacji gospodarczych i politycznych w latach 2008-2015. Niewątpliwie nie jest to dokument korzystny dla oceny działalności Donalda Tuska w tamtym okresie. Porusza się on jednak w realnej rzeczywistości. Nie mówi niczego, co nie byłoby prawdą. Przytacza dosłowne opinie, oceny i wypowiedzi Donalda Tuska oraz jego polityczne spotkania z Putinem. Wychodzi poza ramy czasowe rządów Donalda Tuska, pokazując obecne zbrodnie Rosji popełniane na Ukrainie. Służą one wyłącznie temu, aby unaocznić, jak wielkim zbrodniarzem jest Putin. Ale nie tylko przesłanki, ale wręcz dowody na jego zbrodnicze działania wobec innych narodów istniały już w czasach, kiedy Donalda Tusk dążył do współpracy z Rosją. – „Z Rosją taką jaka ona jest”. Nie ma co ukrywać – film demaskuje błędy polityczne Donalda Tuska. Dziwny infantylizm, jaka legł u podstaw jego przekonania, że Rosja może wejść na drogę demokratycznych przemian. Tak po prostu było. Tego nie można zapomnieć. Ewentualny zakaz możliwości obejrzenia filmu, może tylko – wbrew intencji samego byłego premiera – zaszkodzić mu w zbliżającej się kampanii wyborczej.
Komentatorzy już zaczynają przebąkiwać – również skłaniam się do tej wersji – że Donald Tusk chce skorzystać z patologicznej sytuacji w sądownictwie, licząc na to, że sąd wyda werdykt o jaki wnosi. Tym samym kolejne błędy zaczną nakładać się na siebie. Błędy Donalda Tuska z przeszłości jako premiera, obecny błąd – skierowanie wniosku do sądu, ewentualna decyzja sądu – nakaz wycofania filmu z mediów społecznościowych.
Zagrożenie dla mediów
Paradoksalnie, obecny wniosek Donalda Tuska jest korzystny. Ukazuje zagrożenia, jakie mogą czyhać na media, gdyby lider PO rzeczywiście objął funkcję premiera.
Trochę to przykre, bo doświadczony polityk chwycił się sposobu, który obnażył do końca jego słabość. Ujawnił lęk człowieka, którego nie stać na trzeźwą ocenę własnych gasnących z każdym tygodniem perspektyw łatwego politycznego sukcesu, zwieńczonego powrotem na stanowisko premiera.
Pełna naiwność przejawia się w pomyśle, że prawdę można ukryć dekretem sądowym.