Wielkie pieniądze z Unii Europejskiej mogą popłynąć do Polski znacznie szybciej i znacznie łatwiej, niż liczył przyszły rząd. Nie chodzi jednak o odblokowanie setek miliardów złotych z Krajowego Planu Odbudowy (KPO) czy wypłatę środków z unijnej polityki spójności. Mowa o opiewających aż na 23 mld zł zaliczkach do KPO w ramach programu REPowerEU. Przyszły rząd może je otrzymać niemal od ręki. Najpierw musi jednak zrobić niezwykle ważną rzecz.
Już w pierwszym tygodniu po zwycięskich dla obecnej opozycji wyborach parlamentarnych Donald Tusk udał się z wizytą do Brukseli. Formalnie przewodniczący Platformy Obywatelskiej miał wziąć udział w szczycie Europejskiej Partii Ludowej – europejskiej rodziny politycznej, do której należy PO – ale w tzw. międzyczasie odbył kilka spotkań z czołowymi postaciami Unii Europejskiej. Przede wszystkim z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen i przewodniczącą Parlamentu Europejskiego Robertą Metsolą.
Tusk rozmawiał z nimi o wielu ważnych dla UE i Polski kwestiach – m.in. wojnie w Ukrainie i kwestii migracji – ale nie zabrakło też tematu funduszy dla Polski w ramach złożonego przez rząd Zjednoczonej Prawicy KPO. Kandydat na przyszłego premiera wrócił ze stolicy Belgii w optymistycznym nastroju, jeśli chodzi o szanse Polski na odblokowanie niemal 270 mld zł z KPO.
– Mechanizm wypłacania pieniędzy z Funduszu Odbudowy jest elastyczny, co znaczy, że można rozpocząć wypłatę pieniędzy, mając zaufanie do procesu zmiany prawa, który się zaczął, i będzie można wstrzymać tę wypłatę, jeśli ten proces nie będzie kontynuowany – relacjonował Tusk. Podkreślił, że najlepszym dla Polski wariantem byłyby od razu zmiany legislacyjne, na które obecny rząd umówił się z Komisją Europejską, jednak do tego konieczna byłaby też przychylność prezydenta Andrzeja Dudy, a z tym może być różnie.
Gdyby głowa państwa zdecydowała się blokować zmiany nowego rządu w wymiarze sprawiedliwości, to też nie przekreśla jeszcze sprawy. Tusk zaznaczył, że “ważne są i deklaracje rządu, i decyzje o charakterze praktycznym”. – To na przykład skierowanie konkretnych ustaw do parlamentu i sposób traktowania sędziów – doprecyzował.
Oczywiście pieniądze przysługujące Polsce w ramach KPO nie trafią do naszego kraju od ręki. Nie trafią nawet w momencie powołania nowego rządu (co w zależności od decyzji prezydenta może mieć miejsce nawet dopiero w grudniu). W optymistycznym scenariuszu i oceniając realnie Polska mogłaby zacząć je otrzymywać w pierwszym kwartale 2024 roku. Wiele zależy od tempa i kierunku procesu legislacyjnego w Polsce, jeśli chodzi o niezależność naszego wymiaru sprawiedliwości.
Przyszła koalicja rządząca może jednak otrzymać z Brukseli bardzo pokaźną sumę. Chodzi o niemal 23 mld zł zaliczek z KPO w ramach programu REPowerEU. To instrument finansowy powołany przez Unię do życia w 2022 roku. Jego celem jest ułatwienie krajom członkowskim walki ze skutkami kryzysu energetycznego wywołanego wojną w Ukrainie. Pieniądze z tego źródła trafiałyby więc na transformację energetyczną krajów UE.
Kraje członkowskie mają okazję skorzystać z REPowerEU dzięki możliwości dopisania do swojego KPO rozdziału dotyczącego tego właśnie instrumentu. Wszystko w ramach przysługującej unijnym krajom możliwości rewizji złożonych KPO i to niezależnie od tego, czy dane państwo już otrzymuje środki z tzw. Funduszu Odbudowy, czy jeszcze nie. Rewizja może dotyczyć szerokiego wachlarza kwestii – m.in. korekty daty realizacji poszczególnych etapów inwestycji czy aktualizacji wycen projektów.
Wraz ze złożeniem wniosku o rewizję KPO – polski rząd zrobił to 31 sierpnia – każde z państw członkowskich mogło od razu zawnioskować też o wypłatę jednej piątej kwoty, na którą opiewa ich rozdział dotyczący REPowerEU. Co ważne, suma ta zostałaby wypłacona w formie zaliczkowej, więc Polska nie musiałaby wypełniać w tym celu tzw. super kamieni milowych związanych z niezależnością wymiaru sprawiedliwości. W przypadku Polski rozdział związany z REPowerEU przewiduje inwestycje na łączną sumę 25,75 mld euro (po obecnym kursie euro to 114,85 mld zł). 20 proc. tej kwoty to ok. 23 mld zł.
Na drodze do wielkich pieniędzy, których wypłatę nowy rząd mógłby okrzyknąć swoim pierwszym sukcesem i pierwszą spełnioną obietnicą wyborczą, stoi kilka kwestii formalnych. Jak informowało OKO.press, Komisja Europejska bardzo surowo oceniła wniosek rewizyjny złożony przez polski rząd.
Brukselscy urzędnicy mają wobec niego wiele zastrzeżeń. Wśród nich znajdziemy m.in. niedokładne kosztorysy, plan transferowania środków unijnych do funduszy celowych, a nie ostatecznych beneficjentów czy wnioskowanie o pieniądze na istniejące już wcześniej projekty i inwestycje.
Najwięcej obiekcji KE ma natomiast właśnie do rozdziału dotyczącego REPowerEU. W ocenie Brukseli jest on mało ambitny i nie przyczyni się do realizacji założonych celów, a więc przyspieszenia odchodzenia od paliw kopalnych i szybszego wdrażania odnawialnych źródeł energii do miksu energetycznego. Polskiemu rządowi wytknięto, że proponowane reformy nie są poparte konkretnymi kamieniami milowymi, opisy reform są mocno ogólnikowe, a wartość wnioskowanych dopłat została słabo uargumentowana.
Jeśli nowy polski rząd nie chce stracić unijnych zaliczek tak, jak zrobili to ich poprzednicy, po przejęciu władzy musi niezwłocznie poprawić zrewidowaną wersję KPO i przedłożyć ją Komisji Europejskiej. Jeśli KE nie będzie mieć do nowej wersji zastrzeżeń, a Rada Unii Europejskiej przyjmie zaktualizowaną wersję KPO, do Polski popłyną 23 mld zł zaliczek, a nowy rząd będzie mógł odtrąbić pierwszy istotny sukces.