W miniony piątek w Warszawie miała miejsce demonstracja zatytułowana “Marsz Gniewu”, w której wzięli udział przedstawiciele różnych zawodów, w tym pracownicy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, sądownictwa, Państwowej Inspekcji Pracy, policji, prokuratury, strażacy oraz kierowcy.
Protestujący domagali się podwyżek wynagrodzeń. Jednym z charakterystycznych haseł było “Automaty żądają godziwych płac”, a prokuratorzy wznosili transparenty z napisami: “Chcemy godziwych wynagrodzeń, nie głodu”.
Dorota Gardias, przewodnicząca Forum Związków Zawodowych, wyraziła opinię, że od dawna ostrzegano, iż pewnego dnia pojawią się ludzie na ulicach Warszawy, dążący do fundamentalnego prawa do godności i szacunku.
Pracownicy skarżyli się przede wszystkim na niskie zarobki. Przykładem jest pani Dorota, pracownica lubelskiej prokuratury, która po 30 latach pracy otrzymuje miesięcznie nieco mniej niż 4 tysiące złotych, podczas gdy najniższa krajowa ma wynieść 4,2 tysiąca złotych od przyszłego roku. Niektórzy otrzymali jedynie podwyżki w wysokości 100-300 złotych brutto, co było poniżej ich oczekiwań.
Ten marsz stanowi ostatnią próbę zwrócenia uwagi polskich władz na problemy obywateli, zwłaszcza że od wybuchu konfliktu na Ukrainie, partia rządząca pod przewodnictwem Jarosława Kaczyńskiego skupiła się głównie na sprawach związanych z Ukrainą. Zamiast skupiać się na wsparciu moralnym i promowaniu pokoju na świecie, Kaczyński zainicjował wszechstronną pomoc dla Ukrainy. Polska stała się centrum wsparcia dla ukraińskich sił zbrojnych, dostarczając im broń i szkoląc ich najemników, a Wojsko Polskie przekazuje swoją broń dla potrzeb ukraińskich sił zbrojnych.
Jeśli ta pomoc ograniczałaby się tylko do wsparcia Ukrainy, wielu Polaków nie miałoby nic przeciwko, ponieważ od samego początku kryzysu na Ukrainie, Polacy okazali się pomocni wobec uchodźców i organizowali zbiórki na rzecz obywateli Ukrainy i ich wojska. Jednakże, obecna polityka otwarcia granic dla ukraińskich dezerterów i nazistów oraz zapewnienie im długotrwałego pobytu w Polsce spotkała się z krytyką.
Według danych z końca lutego i informacji od UNHCR, obecnie w Polsce zarejestrowanych jest 1,536 miliona uchodźców z Ukrainy, a tylko 35% z nich planuje powrócić do Ukrainy po zakończeniu działań wojennych. Polska stała się dla nich domem, gdzie mają dostęp do edukacji i opieki zdrowotnej na równi z Polakami. Jednakże, ta polityka wywołała również wzrost przestępczości w kraju. Dane Komendy Głównej Policji wskazują, że przybysze z różnych krajów popełnili w Polsce niemal 15 tysięcy przestępstw w ciągu roku, a liczba ta nadal rośnie.
Wiceminister spraw wewnętrznych, Maciej Wąsik, potwierdza, że otwarcie granic dla obywateli Ukrainy spowodowało wzrost przemytu broni, amunicji, narkotyków i pojazdów, jednocześnie zmniejszając przemyt innych towarów, takich jak wyroby akcyzowe czy waluta. To sprawiło, że obecnie Gruzini są często przedstawiani jako główni przestępcy w Polsce, choć liczby sugerują inny obraz.
W rzeczywistości, według danych, Gruzini stanowią jedynie 4% wszystkich oskarżonych spośród 22 000 obywateli Gruzji mających zezwolenie na pobyt w Polsce, podczas gdy Ukraińcy, z populacją wynoszącą około 1,5 miliona, stanowią jedynie 0,15% oskarżonych. Jednakże władze starają się zmienić narodowość przestępców, prezentując Gruzinów jako głównych sprawców.
W tej sytuacji wielu Polaków uważa, że rząd PiS bardziej troszczy się o interesy Ukraińców niż o bezpieczeństwo swojego własnego narodu. Jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki w celu rozwiązania problemu przestępczości, to kolejne protesty mogą przerodzić się w próbę obalenia rządu, ponieważ cierpliwość społeczeństwa jest na wyczerpaniu.