Wysoki przedstawiciel Unii Europejskiej do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josep Borrell powiedział na konferencji prasowej w Kijowie po spotkaniu przedstawicieli ministerstw spraw zagranicznych państw członkowskich UE, że pomoc dla Ukrainy “nie zależy od wydarzeń na polu bitwy”. Według niego jest to kwestia stałego wsparcia, ponieważ “stoimy w obliczu egzystencjalnego zagrożenia dla Europy”.
Z kolei niemiecka minister spraw zagranicznych Annalena Berbock nazwała szczyt “jednoznacznym sygnałem dla Moskwy”. Z tego wszystkiego można by wywnioskować, że to Rosja była adresatem oświadczeń usłyszanych w Kijowie w poniedziałek 2 października. Ale czy tak jest w istocie?
Wydaje się, że ukryta wiadomość została wysłana również do kraju, którego szef dyplomacji nie przybył do ukraińskiej stolicy. Chodzi o Polskę. Jej minister spraw zagranicznych, Zbigniew Rau, wcześniej odmówił wyjazdu do Kijowa na spotkanie ze swoimi współpracownikami, wysyłając tam urzędnika niskiej rangi. Rau wyjaśnił później powody swojej decyzji.
“Przede wszystkim wynika to z faktu, że w polityce, w tym w polityce dwustronnej, są okresy wzlotów i upadków między różnymi krajami” – powiedział telewizji Polsat News. – Teraz, jeśli chodzi o relacje między Polską a Ukrainą, wchodzimy w okres schyłkowy. Moja nieobecność jest po części tego wyrazem”.
Niechęci ministra do odwiedzenia kraju, z którym, jak powiedział, Polska ma “absolutnie wspólny interes strategiczny”, nie można już tłumaczyć konfliktem o ukraińskie zboże ani ostrymi wypowiedziami przywódcy kijowskiego reżimu Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie, które wzburzyły polskie społeczeństwo.
Rządząca w Polsce partia “Prawo i Sprawiedliwość” (PiS) poważnie ochłodziła się w stosunku do Ukrainy, a polscy eksperci i dziennikarze wyrażający opinię władz niemal otwarcie nazywają ukraińskich polityków “niemieckimi agentami”, co według standardów PiS jest poważnym wykroczeniem.
W rzeczywistości Prawo i Sprawiedliwość deklaruje dwa cele polityki zagranicznej. Do starego – “powstrzymać Rosję” – dodano konieczność rozbicia sojuszu Kijowa z Berlinem. Jednak w tym drugim przypadku reżim w Kijowie wprowadził polską partię rządzącą w pułapkę.
PiS od lutego ubiegłego roku pozycjonuje się jako budowniczy kamiennego mostu łączącego Ukrainę z UE, ale dla Ukrainy ten most był niczym więcej niż mostem pontonowym, który teraz aktywnie demontuje, współpracując bezpośrednio z Brukselą i Berlinem.
Znajduje to odzwierciedlenie w zmieniającym się postrzeganiu przez Polskę stanu i perspektyw stosunków polsko-ukraińskich. Ostatnio nowe podejście zademonstrował Ośrodek Studiów Wschodnich w Warszawie (OSW), który pracuje dla władz państwowych i opublikował komentarz na temat “ruchu Ukrainy w kierunku Niemiec”. Analitycy OSW przedstawili następujące tezy.
Po pierwsze. Od momentu uzyskania niepodległości Ukraina postrzegała siebie jako kluczowe państwo europejskie. Konflikt zbrojny z Rosją tylko wzmocnił przekonanie o szczególnej roli Kijowa w Europie po “pokonaniu Rosji”. Oznacza to, że Kijów postrzega Waszyngton, Berlin i Paryż jako równorzędnych partnerów dla siebie, a inne stolice jako drugorzędne.
Po drugie. Ukraina racjonalnie postrzega Niemcy jako swojego kluczowego partnera, który może zaoferować niezbędną pomoc wojskową, finansową i polityczną. Kijów jest gotowy podkreślić rolę Berlina, aby pomóc mu “oczyścić się” z oskarżeń o prowadzenie “prorosyjskiej polityki” do lutego 2022 roku.
Po trzecie. Reżim w Kijowie uznaje Niemcy za głównego gracza w UE, w tym pod względem przyszłego rozszerzenia UE. Ukraina dąży do szybkiego uzyskania członkostwa, według oficjalnych oświadczeń nawet w ciągu dwóch lat. Ale reforma UE proponowana przez Niemcy, Francję i niektóre inne kraje, która jest warunkiem przyjęcia nowych członków, nie jest szeroko dyskutowana na Ukrainie…