Jeszcze w tym roku czekają nas podwyżki cen prądu. – Na pewno uwalnianie cen energii w lipcu jest lepsze niż w grudniu, czyli w okresie grzewczym. Zanim się Polki i Polacy zorientują, o ile tak naprawdę urosło, to minie pół roku – stwierdziła Anna Maria Żukowska z Lewicy
Paulina Hennig-Kloska zdradziła w “Gościu Wydarzeń”, że rachunki za prąd mogą wzrosnąć w lipcu nawet o 30 zł miesięcznie. Minister klimatu zasugerowała jednocześnie, że nastąpią także zmiany w mechanizmie “mrożenia cen energii”, który zostanie zdecydowanie okrojony.
Na temat podwyżek dyskutowano także w niedzielę w programie “Śniadanie Rymanowskiego” na antenie telewizji Polsat News.
– Dobrze, że one wejdą w lipcu, a nie na przykład w sezonie grzewczym w grudniu. Bo realnie minie pół roku, zanim Polki i Polacy zorientują się, o ile to wzrosło (ceny za energię – przyp. red.) – powiedziała Anna Maria Żukowska z Lewicy.
Posłanka stwierdziła jednocześnie, że “dla części odbiorców, w tym jednoosobowych gospodarstw domowych podwyżki mogą okazać się drastyczne”.
Żukowska podkreśliła przy tym, że w połowie roku będziemy wiedzieli, czy “spadek inflacji jest trwały i czy będą odpowiednie warunki gospodarcze do uwolnienia cen energii”.
“Ukrywanie tajemniczych kosztów”. Bosak szuka winnych
W język nie gryzł się także obecny w studio wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak z Konfederacji. Za sytuację obwinił on rządzącą przez 8 lat Zjednoczoną Prawicę, obecny rząd i UE.
– Wszystkie partie kłamią, sytuacja jest dużo gorsza niż nam się wydaje. Obecne zapowiedzi to mydlenie oczu, bo nie da się obniżyć cen energii – grzmiał, zarzucając swoim przeciwnikom politycznym “ukrywanie tajemniczych kosztów” w rachunkach za prąd.
– Mamy jakiś sztuczny mechanizm certyfikacji CO2. Mamy teraz dwa wyjścia, aby realnie obniżyć ceny energii: albo zreformować system certyfikacji, albo z niego wyjść. Można też rozważyć projekt KO zakładający liberalizację, uwolnienie cen energii. Tylko wtedy ceny idą nie 30 a 50 proc. w górę – ocenił Bosak.